Wielki Rak

Delikatny wiatr marszczy wody Morzycka. Wysokie dęby, lipy i kasztanowce przeglądają się w tafli jeziora. Spienione fale wpełzają na brzeg. W pogodne, letnie noce z wody wychodzi wielki czerwony rak. Rozpoczyna obchód wokół miasta i powraca do jeziora, spełniwszy swój obowiązek.

Drugi post o okolicznych legendach dedykujemy Wielkiemu Rakowi. Tego moryńskiego bohatera przybliżyła nam piosenka Augusta Kopischa.

Rak obronił Moryń przed zastępami Brandenburczyków. Żeby uczcić pamięć bohatera 20.09.2008 roku na rynku miejskim w Moryniu odsłonięto Fontannę Wielkiego Raka. Uroczystość odbyła się na zakończenie Rewitalizacji Placu Wolności.

Piosenka oraz wierzenia słowiańskie były inspiracją do bai Bożeny Adamczyk:

Różne są baje i różne bajania… ja upodobałam sobie baje słowiańskie. Niegdyś słowem baja określano najpiękniejszą tkaninę nawet delikatniejszą od puchu. Każda kobieta marzyła o posiadaniu, chociaż jej maleńkiego skrawka w swojej szacie. Tę tkaninę można by porównać do Materii Wszego Świata utkanej przez słowiańskich Bogów Przeznaczenia. Misterne sploty tej materii tworzą sklepienie wszechświata, mieniąc się i migocząc niczym rozbawione nuty, które pomykają w osnowie, raz po jasnym błękicie poprzez szafirowe wątki aż do ciemnego granatu.

Wreszcie nasi słowiańscy dziadowie uwielbiali baje, bo tak nazywali ustne podania o przeszłości i wierzeniach, a czas snucia tych opowieści nazywali bajaniem. A trzeba wiedzieć, że te baje nic nie miały wspólnego z bajkami, ale łączyły się w swojej nazwie z Materią Materii – Bają, na której wypleciono swoisty Wzór – Obraz Wszego Istnienia, wszystkiego, co się wydarzyło przez całą wieczność od Początku do Końca Wszechświata.

I już wiadomo, skąd wzięła się moja słabość do baj i bajania. Zanim bajanie rozpocznę, to wcześniej uważnie studiuję legendy, które do dzisiaj przetrwały, szczególnie te które, zasymilowane zostały przez niesłowiańskie plemię w burzliwym kołowrocie dziejów, a potem zwykłą tkaczką zostaję…

Bo któż nam zabroni kochani

Spisywać słowiańskie bajenia

Bo któż nam zabroni kochani

Uchronić je od zapomnienia

Bajanie o Wielkim Raku

Był taki czas… ćma wieków temu, kiedy na prasłowiańskiej ziemicy rozciągał się nieprzebyty bór niby zielenią spieniony ocean. Przetykała go modrym błękitem jakby niedbale rzucona wodna wstęga, świętej rzeki Wiady, którą później nazwano Odrą. Pomykała ona chyżym nurtem do Wód Bołotyku, nieraz rozlewała się szeroko, gubiąc przy tym swoją wilgoć. Uroku tej krainie nadawały przejrzyste tonie śródpuszczańskich jezior. Nad jednym z nich, rozległym i głębokim osiadło plemię Wędów. Jak to w zwyczaju było, kolibkę swoją założyli na błotach, prawie na wodach jeziora. Trzeba wiedzieć, że w onych czasach wielkim uważaniem darzono wszelkie byty świata i z nabożną czcią traktowano każdy przejaw ich istnienia. Głęboko wierzono, że wszystko ma boskie pochodzenie, każda drobinka, pyłek, źdźbło, listek, kropla wody, promyk światła. Taka była Wiara Przyrody, jak powiadają Naturalna, bo Przyrodzona. Wierzono, że za każdym istnieniem czuwały niezliczone przejawy Boga Bogów zwanego Swętem albo Światowitem.

Plemię miało swoje tradycje, obyczaje, swoje miejsca święte, kąciny, chramy, gaje… To były ostoje ich jestestwa, bezpieczeństwa i trwania.

Wydawałoby się, że nic i nikt nie zagraża harmonijnemu współżyciu ludzi i przyrody.

Nowe przyszło z Zachodu… No bo jakże inaczej? Bo skądże mogło przybyć to co przyniosło śmierć i rozpacz? Wszak wiadomo było, że tam, gdzie Słońce zachodzi, czai się mrok i ciemność. Wszystkie słowiańskie, bratnie plemiona przyjęły z powagą nowego boga, bo przekonanie mieli takie, im więcej ochrony i szczodrości, tym lepiej i nie mieli nic przeciwko i znaleźli dla niego miejsce wśród swoich bogów.

Nie tak wiele wód święta rzeka Wiada utoczyła, kiedy wszem znane się stało, iż ci, którzy krzewili nową wiarę okrutniejsi byli od najmroczniejszych stworzów i zduszów. Wysłali swoje rycerstwo przeciwko rodzimej wierze. Zakazali odwiecznych obrzędów, burzyli kąciny, a na ich miejscu stawiali nowe, ścinali święte drzewa, niszczyli święte gaje. Czyniąc gwałt okrutny na człowieku, obdzierano go z prastarej duszy. Lament żałosny i łkanie okrutne poruszyło świętą ziemią, jej wzgórza i doliny, poruszyło święte wody rzek, jeziora i morze.

Wreszcie w trzewiach uroczysk niedostępnych zebrali się żercy kapłani, na kamieniu kładąc ofiary i całą przyrodzoną mocą wznieśli modlitwy do swoich starych bogów. Błagali Boga Bogów, potężnego Światowita, błagali syna jego, Trygława, Pana Trzech Królestw, który był ich opiekunem. Błagali o pomoc i ocalenie.

I w końcu ocknęli się z zadziwienia i oburzenia starzy bogowie. Zakotłowało się w Niebiesiech. Dwa ogromne rumaki niczym błyskawice przecięły ołowiane chmury wiszące ciężko nad uroczyskiem. Jeden jak śnieg biały, drugi czarny jak grzech, co przywieźli obcy. Ten jasny to Światowita wierzchowiec a ciemny Trygława. Obwieszczali swoim przybyciem, iż z Kłódzi wyszli na świat bogowie, Światowit, który patrzył w cztery strony, a obok niego Trygław, który patrzył w trzy. Ustawili swe ziemskie oblicza do ostatnich kapłanów i przemówili… Czas ma tylko jeden początek i nigdy do niego nie wraca, ale wszechświat jest kołem i świat ludzki ma charakter kolisty. Wszystko odradza się, a potem umiera, aby nowe życie rozpocząć. Na długi czas wszystko ulegnie zagładzie, a imię starych Bogów wymazane zostanie z pamięci. Jednakże odrodzą się one i przyjdą na nowo w rozkwicie, dzięki temu ludzie znowu uszanują starą, naturalną wiarę. Wszystkie ludzkie wyobrażenia, pamięć i wierzenia przyrodzone zapieczętujemy w Wielkim Raku jeziornym, gdyż ten tylko potrafi chodzić do tyłu i spotkać to, co było.

I tak się stało.

Bóg Bogów z błotnej grudy stworzył wielkie wodne stworze, a niebiańscy kowale pod opieką Swaroga ukuli potężny łańcuch, którym uwięziono Raka i umocowano do wielkiego głazu, który leżał w najgłębszej krypcie jeziornej.

Potem wezwano Mora, Pana Klęski i Zagłady i jego żonę Marzannę, Panią Starości i Zapomnienia. Rychło oni przybyli, czyniąc przy tym zimnicę okrutną, a towarzyszący im Władca Wichrów, Strzybóg wraz z synami wspomagał i przyganiał z północy kurzawę, zamieć śnieżną. Sama Marzanna niczym Królowa Śniegu okrywała ziemicę białą pierzyną, a jej towarzyszka Perperuna zaciągała niebo czarnymi, ciężkimi od śniegu chmurami.

Dzięki temu, że Mor skuwał ziemię mrozem i lodem, to odpoczywać ona mogła, aby na wiosnę obudzić się i rodzić na nowo. I podobnie uczyniła żona Mora, Marzanna, która otuliła ludzi szalem Morzycy zsyłając na nich zapomnienie, aby wytchnienie znaleźli od cierpienia i bólu, który im zadano. Zapomnieli ludzie o swoich starych bogach, zapomnieli, skąd pochodzą, jakie są korzenie ich plemion i rodów, zapomnieli o starych zwyczajach, obrzędach…

Obecnie zdarza się taki czas, szczególnie gdy wichry szaleją i wściekle burzą wody jeziora, wtedy ludzie ujrzeć mogą cudnego białego konia wynurzającego się z toni wodnej, tylko uważni spostrzegą, że w ślad za nim czarny rumak podąża. Niektórzy powiadają, że to pora na złożenie ofiary i przestrzegają przed kąpielą w jeziorze, bo Wielki Rak czeka na topielców. Tylko nieliczni prawdę znają, że to nie Rak stwarza niebezpieczeństwo, tylko niewiedza i niefrasobliwość ludzka.

Stowarzyszenie

Zbudowany w stylu klasycystycznym ok. 1830 roku. Pałac w Gądnie był niemym świadkiem historii regionu. Powoli odkrywamy jego tajemnice, którymi się z Wami dzielimy.

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij